Opóźniona szkolna rewolucja. Jak urzędnicza kasta próbowała zatrzymać nieuchronne zmiany w systemie edukacji
Pierwsze wolne wybory po 1989 roku dały asumpt do wprowadzania zmian w różnych obszarach życia społecznego w Polsce. Jednym z miejsc, które najoporniej poddawało się zmianom, była edukacja. Niektórzy twierdzą, że system edukacyjny przetrwał ustrojową zmianę nienaruszony. Owszem, zmienił się trochę program, metody nauczania, czy wyposażenie sal lekcyjnych. Zaś swoista 'mentalność szkolna’ nie zmieniła się ani o jotę i to od czasu, gdy owa mentalność, zwana pruskim modelem oświaty, pojawiła się niespełna wiek temu w naszym kraju.
Rodzice dzisiejszych uczniów szkół podstawowych a nawet średnich ze zdumieniem odkrywają, że ich pociechy są uczone w podobny sposób, co kilkadziesiąt lat temu. Nadal przeważa wiedza teoretyczna nad praktycznymi umiejętnościami, tornistry są jeszcze cięższe a zastosowanie nowoczesnych technik multimedialnych ogranicza się do wyświetlania lmów na tablicach interaktywnych. I oczekują zmian. Nadzieją na takie zmiany miał być rząd Prawa i Sprawiedliwości. Jednak Anna Zalewska skupiła się na reformie zwanej dzisiaj nieco złośliwie tabliczkową, bo zamknięcie jednych szkół i przyczepienie nowych tablic do innych nie wprowadziło żadnej zmiany jakościowej, jedynie ilościową. Rozczarowanie rodziców i uczniów cały czas rośnie.
Cofnijmy się na moment 11 lat, kiedy w Polsce miała szansę rozpocząć się prawdziwa edukacyjna rewolucja. Kiedy w 2009 roku doprowadzone do korzystnych zmian w przepisach i dopuszczono edukację domową oraz nowy rodzaj szkół prywatnych – nastąpiła prawdziwa jakościowa zmiana w podejściu do oświaty. Tysiące osób masowo zapisywało swoje dzieci do nowych placówek. Prowadzone nowatorskie badania naukowe wskazywały na jedno – fenomen spersonalizowanej edukacji domowej. Nauczanie polegało na tym, że dzieci miały opanować pewien program, ale metody i środki wiodące do tego celu planowali rodzice. Jak grzyby po deszczu pojawiały się placówki edukacyjne, które przyciągały rzesze chętnych. Nie wszystkim się to jednak podobało. Urzędnicy zaczęli uważnie przyglądać się szkołom, które nie tylko szybko się rozwijały ale i osiągały dużo lepsze wyniki niż ich państwowi konkurenci.
Prekursorami tych działań w edukacji już na kilka lat wcześniej byli Paweł i Marzena Zakrzewscy, którzy tworzyli kluby edukacji spersonalizowanej i demokratycznej. To Oni w 2009 zredagowali i wydali w wielotysięcznym nakładzie obszerną pracę zbiorową pod charakterystycznym tytułem Edukacja domowa w Polsce. Placówki Zakrzewskich działały tak w Warszawie, jak i w innych miejscach – również poza Polską. Początkowo wszystko szło świetnie.
Zaangażowani rodzice, ogromna radość uczniów, świetne wyniki państwowych egzaminów. Szybki rozrost jednej z takich placówek zaniepokoił jednak urzędników warszawskiego ratusza. Nie podobała im się formuła edukacji domowej, która była zgodna z prawem, ale powodowała w urzędzie niezrozumienie dla innowacyjnych rozwiązań w podejściu do nauczania. W szkołach Salomon pojawiły się coraz częstsze i zmasowane kontrole. Nie wykazywały żadnych nieprawidłowości, ale urzędnicy się zawzięli. Dzisiaj wiadomo, że kontrole były tylko pretekstem – rzeczywistym powodem była chęć zablokowania szkół Salomon Pawła i Marzeny Zakrzewskich i innych tego typu przedsięwzięć ze względu na szybki odpływ uczniów z państwowych szkół, co w konsekwencji zagroziło już bezpośrednio egzystencji rozpasanej urzędniczej kasty. Gdyby rozwój edukacji domowej postępował w tym tempie, to wielu znajomych królika i całe urzędnicze klany straciłyby dojną krowę . Z perspektywy czasu takie podejście urzędników może śmieszyć, ale wtedy przeciwko edukacji spersonalizowanej rzucono wszystkie siły. Kontrole merytoryczne nic nie wykazały, zaczęto więc badać majątek założycieli i ze zdziwieniem odkryto, że w rozwój edukacji państwo Zakrzewscy zainwestowali cały swój rodzinny majątek.
Z własnych pieniędzy fundowali chociażby stypendia uczniom. To rozjuszyło urzędników jeszcze bardziej. Do ataku ruszył urząd kontroli skarbowej a w kilku szkołach pojawili się… antyterroryści. Istniejące do dzisiaj nagrania pokazują, jak do placówek wpadają uzbrojeni po zęby i zamaskowani policjanci, nie znajdując ani nikogo ani niczego podejrzanego. Nękanie szkół spowodowało jednak ich zamknięcie – zarówno założyciele jak i rodzice mieli dość atmosfery podejrzeń i kolejnych kontroli, które prowadzone były nawet w czasie egzaminów. Placówki Zakrzewskich zniszczono a ich samych poddano licznym represjom i szykanom. Organy skarbowe posuneły się nawet do tego, że wielokrotnie uniemożliwiały odwoływanie się stron od egzekwowanych i bezprawnych, jak się później okazało, decyzji. Nie przewidziano tylko jednego – ogromnego społecznego oporu i siły ideii rodzącej się w bólach wolnej edukacji.
Państwo Zakrzewscy poruszyli niebo i ziemię. Pomogli im rodzice, wśród których znajdowało się wielu wybitnych przedstawicieli świata kultury, sztuki, nauki i polityki. W sprawę zaangażowali się posłowie wszystkich opcji politycznych. Urzędy i ministerstwa zostały wręcz zalane petycjami, interpelacjami oraz interwencjami. W sprawę zaangażowali się między innymi śp. Kornel Morawiecki, Gabriel Janowski, Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich, Michał Kamiński, Paweł Deląg, Janusz Korwin Mikke, Krystyna Pawłowicz, Krzysztof Kwiatkowski Prezes Najwyższej Izby Kontroli, a nawet Marian Banaś, wtedy Minister Finansów. Stwierdzono liczne nieprawidłowości.
Walka z systemową dyskryminacją trwa dzisiaj nadal i potrzeba zapewne jeszcze sporo czasu, żeby została zakończona upragnioną zmianą. W czasie, gdy Zakrzewscy z sukcesami walczą o wolną edukację , oświata w Polsce powoli ale konsekwentnie się zmienia. Po 11 latach od wejścia w życie nowych przepisów system zdążył się przyzwyczaić do tego, że w Polsce mogą kształcić się uczniowie edukacji domowej. Anachroniczne podejście kontra kreatywny personalizm. Rewolucja, chociaż opóźniona, powoli dociera do szkół. Placówki prywatne i społeczne konkurują o najlepszych uczniów, a szkoły państwowe poprzez naśladownictwo tych pierwszych powoli zmieniają się na lepsze. Dociera technologia, bo kilkanaście tysięcy uczniów korzysta już z nowoczesnych rozwiązań typu e-tornister, gdzie książki zastąpiono mądrym inteligentnym cyfrowym tornistrem – pioniersko wdrażanym w placówkach Pawła i Marzeny Zakrzewskich kilka lat wcześniej.
Zmiany w edukacji są bowiem nieuniknione. Polska nie jest wyspą na morzu edukacyjnej pustki. Kraje naokoło
nas już dawno zrozumiały, że postawienie na edukację to postawienie na lepszą przyszłość dzieci i młodzieży. Kolejne wybory wygra więc nie ten, kto obieca pieniądze, ale ten kto da lepszą przyszłość nowemu pokoleniu. I nic tego procesu nie zdoła zatrzymać. Rewolucja, którą urzędnicy próbowali zatrzymać niszcząc Pawła i Marzenę Zakrzewskich, nabiera rozpędu. I stanie się to niewątpliwie z korzyścią dla nas wszystkich.