https://wspolczesna.pl/edukacja-domowa-moze-przyczynic-sie-do-rozwoju-regionu/ar/c5-16398005

 

Edukacja domowa może przyczynić się do rozwoju regionu

Edukacja, szczególnie edukacja domowa, była jednym z tematów debaty poświęconej przyszłości regionu, którą przygotował Tygodnik Wprost. Okazją do jej zorganizowania była uroczysta Gala Orłów Wprost, która odbyła się 4 maja 2022 roku w Białymstoku. Wśród zaproszonych gości znaleźli się Adam Andruszkiewicz, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Artur Kosicki, marszałek województwa Podlaskiego, przedstawiciele samorządów – Czesław Renkiewicz, prezydent Suwałk i Mirosław Karolczuk, burmistrza Augustowa. Jedynym przedstawicielem NGO był Jerzy Potocki z Instytutu Wolności Marzeny i Pawła Zakrzewskich. I to właśnie z nim rozmawiamy o polskiej edukacji.

Edukacja a rozwój regionu. To kluczowy temat debaty tygodnika Wprost podczas Gali Orłów Wprost. Pan był jedynym przedstawicielem organizacji pozarządowych, który w niej wziął udział.

Jerzy Potocki, Instytut Marzeny i Pawła Zakrzewskich: Edukacja to jeden z istotnych elementów, który także wpływa na rozwój regionu. Od zera tak naprawdę tworzyłem system sieci edukacji domowej, więc chociaż nie jestem bezpośrednio związany z samorządem, współpracowałem z samorządami województwa podlaskiego i widzę ogromne zmiany, które dokonały się w ostatnich latach. Mam na myśli chociażby te zmiany infrastrukturalne, dzięki którym mamy świetne połączenia drogowe, kolejowe. Wbrew pozorom to także wpływa na edukację. Ułatwia chociażby turystykę edukacyjną. W edukacji domowej, dzięki Ustawie Zakrzewskich, która odmieniła oblicze tej metody nauczania, to także bardzo ważne, zwłaszcza w czasach pandemii.

Pandemia odcisnęła swoje piętno na edukacji domowej?

Jerzy Potocki: Na pewno ten model edukacji lepiej się sobie poradził z koronawirusem, niż ten klasyczny. Powiedziałbym nawet, że edukacja domowa rozpowszechniła się w pandemii. Wystarczyło trochę kreatywności rodzica, można było wyskoczyć za miasto, uczyć się w ogrodzie. Myślę, że świetnie poradziliśmy sobie z izolacją. Trudniej miały dzieci na co dzień chodzące do szkół. Nie tylko nie radziły sobie z ogarnięciem materiału, ale i odnalezieniem się w nowej rzeczywistości.

Czy edukacja domowa kształci przyszłą elitę intelektualną?

Jerzy Potocki: To na pewno, a potwierdzeniem są przykłady z zagranicy. Chociaż i Polska ma szansę im dorównać. Zwłaszcza w ostatnich latach, kiedy coraz więcej rodziców chce wziąć na barki brzemię wychowania i nauki swojego dziecka. Dzieci pozbawiane są stresu z przepytywaniem przez nauczyciela, sprawdzianami, kartkówkami, uczeniem się na pamięć rzeczy, których nie chce i nigdy nie wykorzysta. Mogą zaś więcej czasu poświęcić na to, co rzeczywiście je interesuje, rozwijając swoje talenty, predyspozycje, umiejętności. Na region patrzę z punktu widzenia firm technologicznych i jestem przekonany, że w woj. podlaskim, gdzie odbywała się debata, jest prawdziwe zagłębie świetnych specjalistów. Co więcej, mogą mieszkać poza miastem, w pięknej okolicy i zdalnie pracować dla całego świata. To niesamowita wartość dodana. Zanim tak się stanie najpierw tych specjalistów trzeba wykształcić. A kadry tworzy się jakością szkolnictwa. Dlatego nie możemy oszczędzać na kształtowaniu młodych ludzi. To, co wyróżnia uczniów w edukacji domowej to zaskakująco wysoki poziom wiedzy. Ci, którzy kształceni byli dekadę temu w tym modelu, wyrośli na ludzi bardzo otwartych na nowe argumenty, ale i świadomych swoich praw i obowiązków. Często dzieci kończą podstawówkę i wiedzą doskonale już wtedy jak ma wyglądać ich ścieżka kariery. Tymczasem w tradycyjnym nauczaniu, często nawet wybierając studia uczniowie mają problem z podjęciem decyzji, w którą stronę pójść.

Polska jest gotowa na edukację domową?

Jerzy Potocki: W świetle prawa, każdy rodzic może wystąpić o zgodę na realizację obowiązku szkolnego w domu pod jego okiem. Wówczas dziecko na zakończenie każdego roku szkolnego będzie musiało przystąpić do egzaminów z materiału przewidzianego dla danej klasy, a jego wyniki będą podstawą do promocji do następnej klasy. O tę wolność zabiegali Marzena i Paweł Zakrzewscy, którzy od lat popularyzują edukację domową. Zresztą w ubiegłym roku, kapituła nagrody Orły Wprost, doceniła ich wyjątkowe podejście do edukacji w Polsce. Wyróżniono ich przede wszystkim za zainicjowanie znaczących zmian, ułatwiających kształcenie spersonalizowane. Wraz z państwem Zakrzewskimi wyróżniono prof. Karola Karskiego, jako ambasadora idei edukacji spersonalizowanej na każdym jej szczeblu, a także samo Ministerstwo Edukacji i Nauki wraz z Tomaszem Rzymowskim za skuteczną i dynamiczną pracę na rzecz rozwoju edukacji domowej. I właśnie wolność jako wartość wyjątkową dla jednostki i społeczeństw promuje Instytut Wolności Marzeny i Pawła Zakrzewskich, który reprezentowałem na debacie. Skupia się on przede wszystkim na promocji wolności w sferze edukacji. Instytut stawia sobie za cel utrzymanie i poszerzanie wolności w trakcie realizacji obowiązku szkolnego dzieci.

Na czym polegały te zmiany?

Jerzy Potocki: Zmiany legislacyjne, które wprowadzono w ubiegłym roku, przede wszystkim ułatwiają dostęp do spersonalizowanej nauki. Pozostawiają rodzicom możliwość decydowania, którą drogą będzie podążało ich dziecko. Nowelizacja znosi obowiązek przypisania ucznia w edukacji domowej do szkoły w tym województwie, w którym mieszka. Poprzednie zapisy dyskryminowały dzieci z biedniejszych regionów, gdzie nie było dobrej oferty edukacyjnej. Nowe przepisy znoszą też wymóg uzyskiwania opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej dla rozpoczęcia edukacji domowej.

Dlaczego rodzice decydują się na ten model kształcenia?

Jerzy Potocki: To najbardziej naturalny sposób wychowania dzieci. Rodzina bowiem, jako najmniejsza komórka społeczna, od zarania dziejów pełni te funkcje, poprzez przekazywanie dzieciom rodzinnych historii, tradycji i wartości. Od zawsze starsze pokolenie dzieliło się swoją wiedzą i doświadczeniem z młodszym. Chcieli w ten sposób uchronić dzieci przed błędami, które sami popełnili. To zupełnie naturalne, o ile międzypokoleniowe więzi funkcjonują prawidłowo. Edukacja domowa ma wiele plusów: możliwość elastycznego zarządzania czasem i uczenia się w najbardziej dogodnych porach dla dziecka. Uczniowie cenią sobie również możliwość większego skupienia się na przedmiotach, które są dla nich ważne, np. ze względu na wybrany kierunek studiów. Realizacja programu nauczania w domu wymaga jednak samodyscypliny i konsekwencji realizacji zadań. Potrzebne jest odpowiedzialne podejście zarówno ze strony rodzica, jak i samego ucznia.

Czy jesteśmy gotowi na takie odpowiedzialne podejście?

Jerzy Potocki: Byliśmy nawet dekadę temu, bo wtedy pojawiła się idea spersonalizowanego nauczania w domu w Polsce, dzięki Marzenie i Pawłowi Zakrzewskim. Stworzyli oni wówczas sieć szkół wspierających naukę domową. Ich innowacyjne podejście do nauki, by rozwijać szerokie horyzonty i zainteresowania od najmłodszych lat, zachęcać do uczenia się we własnym zakresie, ale i konfrontowania zdobytej wiedzy z otaczającym światem, szybko odniosło sukces. W swoich placówkach zapisanych mieli ponad 50 tys. uczniów (dzisiaj w tym modelu nauczania jest ok. 20 tys. uczniów). Przygotowali innowacyjne rozwiązania: e-tornister, bony stypendialne przeznaczone na realizację zajęć pozaszkolnych, kluby demokratyczne, wioski edukacyjne czy poradniki tematyczne dla rodziców. Zatrudnili kadrę naukową z międzynarodowych ośrodków akademickich. Jednak zmieniono prawo, a nowe przepisy bardzo utrudniły im funkcjonowanie. Zakrzewscy nie tylko musieli zmierzyć się z setkami kontroli, ale i mnóstwem spraw sądowych.

Co się stało z tymi placówkami?

Jerzy Potocki: W takich warunkach prowadzenie placówek było niemożliwe. Jako ludzie honorowi postanowili wycofać się z działalności do czasu wyjaśnienia wszelkich wątpliwości. W ten sposób zaprzepaszczono ich wieloletni dorobek. Pozbawiono ich majątku i skazano na wieloletnie batalie sądowe. To największa niesprawiedliwość, jakiej kiedykolwiek byłem. Nie poddali się jednak, a podjęli walkę o równość legislacyjną dla zainteresowanych rodziców. Zakrzewscy odbyli tysiące spotkań, rozmów, analiz z parlamentarzystami wszystkich opcji. I po niemalże dekadzie udało im się wywalczyć obecne zmiany. Dlatego wszyscy nowe prawodawstwo nazywają Ustawą Zakrzewskich. Co więcej, zarówno w Sejmie, jak i w Senacie była niespotykana jednomyślność.